Poznajcie Edytę, która jest zawodowym kierowcą. Kiedyś była kierowniczką salonu w firmie telekomunikacyjnej, a dziś śmiga po Europie 40-tonowym zestawem.
W naszym serwisie chcemy pokazywać nie tylko „transportowych celebrytów”, których kanały na YouTube, oglądają setki tysięcy ludzi. Zwracamy również uwagę na kierowców – bez względu na płeć – którzy mają ciekawą historię lub pokazują ciekawe rzeczy.
Stąd właśnie zrodził się pomysł rozmowy z „Edyta_w_trasie”.
Jak wpadłaś na pomysł, żeby zostać zawodowym kierowcą?
– Pomysł zrodził się wiele lat temu, kiedy zdałam egzamin na prawo jazdy kategorii B. Jednak nie miałam czasu się tym zająć, ponieważ miałam studia oraz inną pracę. Cały czas odwlekałam decyzję i dopiero trzy lata temu powiedziałam sobie: „OK, to jest ten czas. Jeśli nie teraz, to nigdy”. Tak zostałam kierowcą ciężarówki. Dodatkowo mogę powiedzieć, że ja nie lubię pracować z ludźmi, tam gdzie jest tłum oraz jest głośno. Lubię natomiast sama sobie być szefem i praca kierowcy daje mi tę wolność.
W dzieciństwie bawiłaś się lalkami, czy samochodami?
– Oczywiście, że samochodami. Pamiętam swój pierwszy, czerwony samochód, jako zabawkę. Nie pamiętam, jaki to był model, ale wiem, że był czerwony i brałam go codziennie do przedszkola. Wszystkie dzieci, chciały się nim bawić.
Co robiłaś zanim rozpoczęłaś pracę jako kierowca?
– Zanim przyjechałam do Holandii, bo tutaj obecnie mieszkam, to w Polsce pracowałam w jednej z firm telekomunikacyjnych, jako kierownik salonu.
Wyświetl ten post na Instagramie
Jak Twoi bliscy zareagowali na Twoją ścieżkę kariery?
– Na początku, nikt mi nie wierzył, że to zrobię. Jak chodziłam na kurs CE, to myśleli, że mi przejdzie lub się znudzi i wrócę do swoich standardowych zajęć.
Ciężko było zaraz po egzaminie znaleźć pracę?
– Absolutnie nie. Jest tak dużo wakatów, że wydaje mi się, że obecnie przyjmują każdego.
Pamiętasz swoją pierwszą trasę, jako kierowca zawodowy? Co wówczas czułaś?
– Oczywiście, że pamiętam! Nigdy tego nie zapomnę! W pierwszą trasę pojechałam do Belgii, na dwa rozładunki i jeden załadunek. Byłam bardzo zestresowana i nie pamiętam szczegółów. Przypominam sobie, że miałam wielkie problemy z parkowaniem, a dodatkowo było tam bardzo ciasno. Nie miałam w tym żadnego doświadczenia. Próbowano mi wytłumaczyć jak to się robi, ale rzeczywistość zawsze jest inna, od tego, co ludzie przekazują. Pamiętam, że inni kierowcy mi wtedy pomogli, mówiąc jak mam cofnąć. Jakoś to wyszło, choć przyznaję, że było naprawdę ciężko. Z każdym kolejnym razem było już łatwiej, a teraz to już sama z tego się śmieję.
Czy po powrocie z pierwszej trasy czułaś, że złapałaś bakcyla, czy raczej chciałaś to w cholerę rzucić?
– Bakcyla poczułam już wcześniej, a dokładnie wtedy, jak robiłam kurs na prawo jazdy. Wiedziałam wtedy, że właśnie to chcę robić. Od pierwszej trasy czułam się naprawdę bardzo szczęśliwa. Przychodziłam do domu i o niczym innym nie mówiłam. Nic innego mnie nie interesowało. Nie było innego świata, poza moją jazdą.
Dlaczego jeździsz nocą?
– Głównie dlatego, że zaczęłam swoją pracę od jazdy po zmroku. Nigdy w dzień nie pracowałam, no może raz gdzieś za dnia pojechałam, a tak to zawsze w nocy. Przyzwyczaiłam się już. Na początku, jak wracałam z pracy, to jadłam, kładłam się spać i znów wstawałam do pracy. Teraz śpię pięć lub sześć godzin, dzięki czemu mam trochę dnia, żeby coś zrobić dookoła siebie lub w domu oraz coś załatwić.
Czy zdarza się, że sama ładujesz i rozładowujesz towar?
– W poprzedniej pracy tak było. Musiałam sama się rozładować i załadować. Zwykle ktoś mi jednak pomagał, bo jak widzieli taką nie za dużą dziewczynę, to inni kierowcy wyciągali pomocną rękę. Jednak bywało też tak, że sama musiałam się namęczyć.
Często jeździsz do Francji, która jest znienawidzonym krajem przez kierowców. Nie miałaś tam żadnych problemów?
– Nie miałam, jednak jak widzę co się dzieje na parkingach, to jest to masakra. Sama jednak na szczęście jeszcze nie miałam żadnych nieprzyjemnych sytuacji.
Jak patrzysz na firmy transportowe w Holandii i porównasz je do polskich, co sobie myślisz o tej różnicy?
– Nie mam zbyt wielkiego rozeznania w kwestii polskich firm transportowych. Jednak z tego, co słyszę, od innych kierowców, którzy jeżdżą dla polskich firm, to wydaje mi się, że w Holandii jest lepiej i to pod wieloma względami. Mam wrażenie, że tutaj ludzie bardziej wsłuchują się w potrzeby kierowców.
Wyświetl ten post na Instagramie
Z tego co widzę, po Twojej ciężarówce, to pracujesz w dużej firmie z okolic Tilburga. Jaką kategorię z CAO dostałaś na start i jaką masz teraz?
– Jak zaczynałam pracę, to otrzymałam D4 (2638,84 euro brutto miesięcznie – przyp. red.), obecnie mam już D6 (2854,20 euro brutto miesięcznie – przyp. red) i wyżej się już nie da mieć.
Masz poczucie zadowolenia, że cała Twoja pensja jest oskładkowana i w Holandii otrzymasz dzięki temu całkiem sporą emeryturę? Że nie ma żadnego „pod stołem”, żadnej najniższej krajowej plus diety?
– Jestem bardzo z tego powodu szczęśliwa, że tak to tutaj wygląda. W Polsce często ludzie nie zdają sobie sprawy, że w wieku 65 lat, dostaną najniższą z możliwych emerytur, właśnie przez taką strukturę wynagrodzenia. W Holandii wolę zapłacić bardzo wysoką składkę, ale wiem, że kiedy osiągnę wiek emerytalny, to będę miała wysoką stawkę i będą mogła dzięki temu robić to, na co obecnie nie mam czasu.
Czy koledzy w pracy – Holendrzy – dobrze Cię traktują?
– Tak, nieskromnie powiem, że jestem lubiana w mojej pracy.
Czy jeszcze jacyś Polacy pracują w tej samej firmie?
– Z tego co wiem, to nie. Jestem jedyną Polką.
Zauważyłaś, że w Holandii kierowcy ciężarówek są lepiej traktowani niż w innych krajach?
– Tak, zauważyłam. W Polsce – nawet jadąc samochodem osobowym – spotkałam się z nienawiścią innych uczestników ruchu, do kierowców ciężarówek. W Holandii tego na drogach nie zobaczysz. Osobówki na nas nie trąbią, często wpuszczają nas przed siebie, abyśmy mogli wyprzedzić. To jest bardzo ważne, bo nam kierowcom zawsze się spieszy.
Mówisz już swobodnie po holendersku?
– Nie, jeszcze swobodnie nie posługuję się tym językiem, ale dobrze mówię po angielsku. Po holendersku dość dużo rozumiem, ale jednak wolę komunikować się po angielsku, bo dziewięćdziesiąt procent mieszkańców, mówi w tym języku.
Swoją przyszłość wiążesz z transportem? Jak długo zamierzasz jeździć zawodowo?
– Myślę, że do czasu, aż mi zdrowie na to pozwoli. Może w przyszłości przesiądę się na coś innego, większego, choćby na gabaryty. Mam w planach dalsze trasy oraz podróżowanie, być może również poza Europę. To jednak pozostaje w sferze planów.
Twój profil na Instagramie ma już prawe 3000 obserwujących i liczba ta rośnie dość szybko. Spotykasz się z jakimiś chamskimi reakcjami, na Twoje zdjęcia/wideo?
– Raczej ludzie akceptują to, co tam wrzucam. Nie miałam żadnych problemów. Czasami pojawi się komentarz, żebym zajęła się domem, a nie prowadzeniem ciężarówki. Ja jednak robię to, co lubię i nie przeszkadza mi, że ktoś czasami tak napisze.
Bez wątpienia najpopularniejszą kierowczynią w polskim Internecie jest Iwona Blecharczyk. Czy jej działalność pomaga kobietom w tym zawodzie, czy raczej przeszkadza?
– Myślę, że pomaga, bo ja zanim zaczęłam jeździć, oglądałam Iwonę. Patrzyłam jej oczami, jak wygląda ta praca. Można powiedzieć, że zainspirowałam się tym, co ona robi i łatwiej było mi zdać prawo jazdy, ogarnąć wszystko na początku, bo Iwona naprawdę przekazuje dużo merytorycznych informacji, z których można wiele wyciągnąć. Uważam, że dziewczyny nie powinny bać się jeździć.
Denerwujesz się, jak ktoś Cię rozpozna na rasie i na Ciebie zatrąbi?
– Nie, ale mnie jest cieżko rozpoznać, bo u nas w firmie wszystkie ciężarówki wyglądają dokładnie tak samo, a jest ich około 120. Tylko Ci, którzy znają mój numer boczny, mogą mnie rozpoznać.
Nie myślałaś o tym, żeby założyć swój kanał na YouTube?
– Myślałam, ale nie wiem, czy ludzie chcieliby słuchać jak opowiadam lub oglądać moje przygody. Na trasie czasami dzieją się rzeczy nieprzewidywalne. Może w przyszłości podejmę decyzję o własnym kanale.
Co lubisz robić w wolnym czasie?
– Bardzo interesuję się fotografią. Robię dużo zdjęć. Jest to taki mój drugi konik. Lubię jeść dobre rzeczy i zwiedzać, choć na to drugie mam mało czasu. Bardzo lubię odkrywać nowe miejsca.
Gotujesz w trasie, czy raczej starasz się coś zjeść po drodze?
– Gotuję w domu i zawsze to ze sobą zabieram. Często jest to ryż i kurczak – bo nie chcę się roztyć. Nie liczę kalorii, ale zwracam uwagę na to, co jem. Unikam tłustych potraw oraz słodyczy, z którymi jest najgorzej. Staram się ich nie zabierać w trasę i nie kupować na stacjach benzynowych. Podczas przerw staram się zawsze trochę poćwiczyć, dlatego zabieram ze sobą gumy oporowe. Wiem, że ćwiczenia o trzeciej w nocy mogą wydawać się niektórym dziwne, ale myślę, że kierowcy mnie rozumieją.
Jakiej muzyki słuchasz w aucie?
– Słucham zwłaszcza miksów muzycznych na dany dzień oraz wiele podcastów, jak choćby „Tu Okuniewska” oraz „Ja i moje przyjaciółki idiotki”. To dość dobrze zrobione komedie i fajnie się tego słucha, bo można się pośmiać. Jak wspomniałam, pracuję w nocy i większość moich znajomych śpi, kiedy ja jadę. Nie ma do kogo zadzwonić, aby porozmawiać, a podcast to odskocznia od ciągłego patrzenia na drogę.
I na koniec najważniejsze pytanie o stan cywilny: wolna, czy….?
– Zamężna… 🙂